Mardin
Joannie
Wyciągasz rękę i prostując palec
Wskazujący jak puszczoną cięciwę
Mówisz prosto w ciszę:
/ Za tym pustym, pustynnym
Płaskowyżem zaczyna się Syria /
A kiedy schodzisz ze słońcem ze wzgórza
Patrzysz jak w dole, na przewieszonych
Od domu do domu sznurach, łopoczą
Białe flagi suszonych prześcieradeł
I koszul, ogarnia cię milczący niepokój
I gdy na moment przymykasz oczy
Dochodzi cię stłumiony śpiew muezina
I nie wiesz już, czy to wiatr znad równiny
Kołysał jasną bawełną, czy basowe fale
Napływających z oddali bomb