Elegia zimowa
Ścinki ostatniego światła. Brodzimy w nich Obtoczeni z ostrych krawędzi, oddechem Pięczętując istnienie, czekamy W rozwarciu, aż noc Dopadnie nas, dopali. Resztki Ciepła więzną na moment w miękkich jeszcze kościach W tej niemej pianie chwilowego porozumienia Na granicy odpływu Dopóki nie zetną się w nas do końca Nim na żer nas nie rzuci z powrotem obręcz roku