radek kozak

Boiko

Staliśmy długo, w milczeniu, patrząc
W otwierającą się przed nami dolinę. Mgła —
Wielki łabuniec, jak odwłok ciągnęła za sobą
Szare szkliwo świtu. Tabuny wołów sunęły
W ciszy, utrwalone w błonie rzeczy
Jakby czas nie zaszlachtował ich jeszcze, nie
Odgrodził od życia, od tego krajobrazu. Smagłe
Solne twarze w strugach światła, zorane i
Wydrążone przez tutejszy wiatr — zupełnie
Jak w ukraińskich albumach sprzed wojny
— Roiliśmy sobie, że widzimy je
Tam w dole, majaczące obok
Sunące razem z nimi

Wieczorem, późnym wieczorem
Na obrzeżach jakiegoś skarlałego miasta
Ich potomkowie, chwytając się martwego powietrza
Pytali się wciąż o drogę. Jak obłąkane zwierzęta
Bez pamięci, które zapomniały swój szlak
Zwierzęta pełznące na oślep do wodopoju


2016, Turkivskyi raion